Jakich rad NIE DAWAĆ osobom chcącym wychować moliki?
Miałam dziś robić coś zupełnie innego ale kolejny raz w jednej z grup skupiających miłośników literatury dziecięcej wpadły mi w oko "rady" dawane dziesiątej tego dnia a siedemdziesiątej w tym tygodniu osobie pytającej co czytać z niemowlakiem.
Wdech-wydech.
Liczenie do 10...
Zamiast tracić czas i zdrowie na negatywne emocje zainspirowało mnie to po prostu do stworzenia tego wpisu który, mam nadzieję, przyda się wielu z Was i zechcecie udostępniać go osobom mającym ten problem.

Wierzę że zostanę dobrze zrozumiana. Nie mam się za osobę która zjadła wszystkie rozumy. Mam tylko dwoje dzieci a nie całą grupę badawczą i też wszystkiego uczyłam się sama.
Ale przede wszystkim ufałam swojej INTUICJI. Tak, bardzo niepopularnej w dzisiejszych czasach- kiedy do wszystkiego ludzie potrzebują szkoleń bo wmawia się im że bez nich nie będą w stanie urodzić dzieci, nakarmić piersią, dobrze wychować, posprzątać w domu i ogólnie szczęśliwie żyć.
Nie mam nic do szkoleń- uważam że należy dokształcać się przez całe życie i czerpać wiedzę i doświadczenia od innych. Sama przecież doradzam dorosłym jak wychować mola książkowego. Ale do wszystkiego potrzebny jest zdrowy rozsądek! I to przekonanie że każde dziecko jest inne. Dlatego przede wszystkim skupmy się na tym czego my chcemy, jakie mamy możliwości i pozwólmy sobie na popełnianie błędów i poznawanie swojego dziecka i całego tego szalonego rodzicielstwa.
Bardzo się cieszę że promuje się czytelnictwo. Teraz na każdym portalu znajduje się przynajmniej jeden artykuł który o tym mówi. I najczęściej powielane są te same punkty.

Pierwszym z nich jest zawsze co? DAWAJ DOBRY PRZYKŁAD I SAMEMU CZYTAJ.
Kiedy to widzę to dostaję drgawek. Zaznaczę tylko że ten honorowy punkt jest zawsze wymieniany w artykułach mówiących o tym JAK WYCHOWAĆ MAŁEGO CZYTELNIKA a nie jak podtrzymać zainteresowanie czytaniem.
Powiedzcie mi proszę co da maleńkiemu dziecku widok rodzica czytającego książkę? W jaki sposób ma to wpłynąć na jego miłość do literatury? Przecież najpierw trzeba dziecku POKAZAĆ jakie czytanie jest fajne, jak książką się bawić, jak wspólnie ją przeżywać... Czytać dziecku niezliczone ilości razy to samo żeby miało szansę nauczyć się tego na pamięć i później "czytać" samo w kąciku... Najważniejsza zasada mojej akcji #WoleMole to budowanie więzi i wspaniały sposób na spędzenie czasu dzięki wspólnemu czytaniu. Podarujmy dziecku naszą uwagę- to dla dzieci najcenniejszy prezent! A książki świetnie się do tego nadają...

No właśnie, bo tym sposobem płynnie przechodzimy do drugiego, wciąż powtarzającego się punktu. Co czytać maluszkom? Bardzo częsta odpowiedź- OBOJĘTNE, NAWET GAZETĘ, NAJLEPIEJ SWOJĄ KSIĄŻKĘ BO ONO PRZECIEŻ I TAK NIE ROZUMIE A MA TYLKO OSŁUCHAĆ SIĘ Z TWOIM GŁOSEM.
Dobrze, pierwszy punkt powodował u mnie drgawki ale ten drugi już palpitacje. Naprawdę!
Jak to: dziecko nie rozumie? I takie rady daje się rodzicom kilkumiesięczniaków, gdzie, zaznaczam, już 6-8 miesięczne dziecko któremu czyta się od pierwszych dni może być prawdziwym molikiem książkowym (i nie mówię tego na przykładzie tylko swoich dzieci, że niby takie genialne ;) Mam przecież styczność z wieloma rodzicami małych molików i oni potwierdzają te słowa!).
O co chodzi w tym czytaniu od pierwszych dni, tygodni?
O powolne i systematyczne oswajanie dziecka z książką, naukę patrzenia i koncentracji, tworzenie rytuału dla maluszka i dla nas, budowanie więzi.
Dziecko kilkudniowe ma problem z tym żeby złapać pierś, często nie umie ssać.
Kiedy ma kilka miesięcy to te czynności nie są dla niego żadnym problemem, doskonale wie że jak mamusia przytuli do cycusia to będzie jedzonko.
Skąd więc przekonanie że kilkumiesięcznemu dziecko można czytać byle co bo ono i tak nie rozumie?
Zapewniam Was że jeśli będziecie pokazywali książki od pierwszych dni to, choć z dnia na dzień nie widać efektu, jednak po kilku miesiącach sami ze zdziwienia przetrzecie oczy jak taki maluszek potrafi długo patrzeć i skupiać się na książce, jak rozumie że kiedy kładziecie je w tym specjalnym miejscu (Zasada druga wychowania Mola) to zaraz będzie czytanie i frajda, jak reaguje na swoje ukochane książeczki. Przecież to normalne, dziecko tak samo uczy się naszych twarzy i tego kto jest mu bliski.
Dziecko oswaja się z Waszym głosem przez cały dzień- dlatego ja np. nie czytałam do brzucha (no dobrze, w drugiej ciąży można powiedzieć że czytałam- przecież ze starszakiem pochłanialiśmy mnóstwo książek ;) ) bo uznałam że to akurat bez sensu- tak samo jak po urodzeniu praktycznie całymi dniami karmiłam Wojtusia i na początku próbowałam czytać mu na głos moje książki- szybko przestałam bo nie było to ani miłe i komfortowe dla mnie ani wartościowe dla niego. Ale za to gdy temu samemu niemowlaczkowi pokazywałam "Księgę dźwięków"- to zapominał o oddychaniu. To była jego lektura i kojarzyła mu się z dobrą zabawą. Z tym specjalnym czasem kiedy mamusia się wygłupia i będzie super.
Zaufajcie swoim dzieciom! Jest teraz tyle wspaniałych książek dla maluszków! Już od pierwszych miesięcy. Naprawdę mnóstwo... Nie trzeba niemowlaczkom czytać gazet ani "Wichrowych Wzgórz"...

I ostatni, trzeci punkt który znów wiąże się bezpośrednio z drugim: niezwykle częstym poleceniem od rodziców dla rodziców małych dzieci są... baśnie.
Wielu rodziców pyta nawet o BAŚNIE DLA NAJMŁODSZYCH.
Po pierwsze... Baśnie nie są dla najmłodszych. Współczesne, baśniopodobne twory, okrojone tak że w niczym już nie przypominają oryginału i nie niosą za sobą żadnej wartości i nie mają sensu, naprawdę nie są niezbędnym punktem bez których rozwój dziecka nie przebiegnie prawidłowo.
Naprawdę później czytam komentarze oburzonych rodziców którzy gdzieś trafili na przekład oryginalnych baśni, że to jakieś chore wersje, że jak można napisać że wilk pożarł babcię i Kapturka a tata porzucił w lesie Jasia i Małgosię.
Ludzie zapominają że takie właśnie baśnie czytano nam za młodu bo takie są właśnie naprawdę- babcia wcale nie schowała się za szafą a Jaś i Małgosia nie zgubili się sami. Baśnie były brutalne i pisane dla dorosłych a później opowiadane dzieciom po to by je czegoś nauczyć, wystraszyć, przerazić- żeby np. nie zdradzały sekretów nieznajomym albo nie pakowały się do domu obcej osoby. We współczesnych wersjach baśni cały sens i zamysł gdzieś się gubi- po co więc czytać to dzieciom? Jest mnóstwo pięknych współczesnych bajek- zarówno baśniowych jak i opowiadających o problemach z którymi dzieci mogą się faktycznie zmierzyć i czegoś nauczyć- naprawdę można wybierać bez końca! A na baśnie przyjdzie jeszcze czas- gdy dzieci trochę podrosną i będą w stanie wyłapać ich prawdziwy sens... Pamiętajcie że one odbierają rzeczywistość troszkę inaczej niż my ;) Na mnie na przykład nie robiło wrażenia że mama owca zaszyła wilkowi kamienie w brzuchu i on z tym ładunkiem wpadł do studni. Dobro zwyciężyło zło. Tak to odbierałam jako dziecko i tak odbierają to dzieci. My, dorośli, trochę im czasem wchodzimy w drogę z naszym nudnym i sztywnym myśleniem ;)
Mam nadzieję że dotarliście do końca tego wpisu i że okazał on się dla Was wartościowy i zachęci do rozmyślań i dyskusji. Zgadzacie się ze mną? A może wcale? ;)
Jak zwykle będę wdzięczna za rozmowę.
Pamiętajcie że na moim blogu znajduje się mnóstwo propozycji książkowych a pierwsze, najstarsze wpisy dotyczą bezpośrednio czytania maluszkom.
Zachęcam do zapoznania się z zakładką #WoleMole i do kontaktu ze mną w razie wątpliwości- wszystkim z przyjemnością wysyłam plik PDF w którym szczegółowo opisuję moje 5 Zasad Wychowania Mola Książkowego.
Poczytajcie też co na ten temat ma do powiedzenia Fundacja Cała Polska Czyta Dzieciom. Naprawdę warto!